Nie wiadomo o co chodzi, ale nagle po roku przerwy, wracam coraz częściej do dawnych kompozycji, jeszcze z Papuamu. Chyba po prostu na skutek tego, że synek poprosił o to dawne jedzenie, do którego, jak stwierdził wreszcie dorósł. Albo po prostu dlatego, że to było fajne jedzenie i w końcu do niego zatęskniłam.
Gotuję nadal według zasad tzw. diety głównie roślinnej, z wykluczeniem tłuszczu, nabiału i mięsa, choć te ostatnie jadam sporadycznie. Pomijam oczywiście wszystkie przetworzone produkty i sztuczne dodatki! Od tego trzymajcie się z dala jak od ognia. Nie używam też w gotowaniu cukru, innego niż słodkie bądź suszone owoce i bardzo sporadycznie syrop z agawy, daktyli lub miód w niedużych ilościach do dosłodzenia czegoś deserowego. Co do soli, często w ogóle nie używam, albo solę szczyptę nierafinowanej kamiennej, himalajskiej, albo mojej ulubionej – szarej morskiej.
Wszystko co gotuję, staram się tak skomponować ze składników, żeby smaki się dopełniały i domykały. To jest istotne. Jedzenie naturalne, gotowane i duszone, a nie smażone w tłuszczu i nie podbijane cukrem i solą nigdy nie będzie wyglądało jak z obrazka! To bardzo ważne, żeby podczas gotowania i jedzenia nauczyć się myśleć o jedzeniu innymi zmysłami niż łakomymi oczami. Przynajmniej na początku, bo potem oczywiście brązowy kolor naturalnych dań zaczyna się podobać bardziej niż fantazje ułańskie kuchni fushion…
Dziś fasola mung.
Przypomniałam sobie, że w Papu najczęściej podawałam ją z malinami i syropem z granatów (narsharab), ale co interesujące, w ogóle nie mogłam sobie przypomnieć, z czym ją komponowałam na talerzu! Totalne zaćmienie. Z tego, co miałam w szafce i lodówce, wybrałam kaszę gryczaną niepaloną i brokuła. Jeśli lubicie paloną hreczkę, to nie szkodzi, ale jeśli nie, to niepalona może okazać się fajną alternatywą. Jest delikatniejsza w smaku, słodsza i do munga dość pasuje.
A zatem do fasoli potrzeba:
- 250 gr fasoli mung, namoczonej na noc lub min. 4 godziny,
- 50 gr malin (daj ile ci pasuje),
- łyżka-dwie narsharabu (sos z granatów),
- opcjonalnie kawałek suszonej skórki z pomarańczy,
- 3-4 grzyby shitake, świeże lub suszone.
Do kaszy:
- 250 gr kaszy gryczanej niepalonej. Jeśli ją sobie namoczysz razem z fasolą, to ładnie skiełkuje, da jeszcze ciekawszy smak i będzie się krócej gotować. Użyj niezbyt wiele wody, żeby nie stracić smaku;
- 1 czerwona papryka,
- 2 cebule,
- trochę świeżego kopru,
- opcjonalnie wywar spod warzyw; jeśli nie masz, użyj wody.
Do brokuła potrzeba brokuła, ale to już wiesz.
Wykonanie:
- Nastaw namoczoną fasolkę i dodaj do niej skórkę i pocięte shitake. Niech się pogotuje 15 minut.
- Przepłucz kaszę i bez wody wysyp na dużą patelnię. Jeśli ją moczyłeś, nie wylewaj wody, tylko zachowaj do duszenia, zwłaszcza jeśli nie masz wywaru. Mieszaj ją, aż wilgoć wyparuje, a kasza nieco się opiecze. Nie przypal!
- Dodaj posiekaną cebulę i paprykę, podlej wodą, wodą z namaczania lub/i wywarem z warzyw.
- Przemieszaj fasolę. Dodaj maliny. Jeśli trzeba dolej niedużo wody. Sprawdź, czy nie trzeba zwiększyć ognia, żeby woda zdążyła odparować.
- Nastaw wodę na brokuła. Kiedy zawrze, wrzuć średnie kawałki, nieco osól i gotuj przez kilka minut.
- Od czasu do czasu delikatnie przemieszaj fasolkę i gotuj tak, żeby się nie rozpadła, ale żeby jednocześnie była całkowicie miękka. Strączków nie powinno się jeść chrupiących, twardych, bo źle się trawią i wzdymają. Chyba, że już się przyzwyczaiłeś.
- Kaszę na patelni mieszaj i podlewaj regularnie małą ilością wody. Ważne, żeby się nieco dusiła razem z cebulą i papryką, ale żeby się nie gotowała. Jeśli będzie ci się wydawać, że zaczyna się kleić, prawie na pewno będzie już gotowa. Uważaj, bo ta jest wybitnie kapryśna – przeciągnięcie jej o 30 sekund za długo powoduje, że się całkiem rozpada. Wyłącz ją nawet jeśli jest minimalnie twardawa i przykryj. Dojdzie pod pokrywką.
- Bardzo ważne, żeby brokuł się nie rozpadł, bo smakuje źle. Musi być dociągnięty tak w sam raz. Niektórzy jedzą tylko złamany i pół surowy, niektórzy bardziej ugotowany – zrób jak ci pasuje, byleby się nie rozleciał. Pamiętaj więc o wyłączeniu ognia, a potem o wyjęciu go z gorącej wody – inaczej będzie gotował się nadal.
- Nie przesusz kaszy ani fasoli. Powinny być dość wilgotne, bo zestaw nie zakłada sosu. Jeśli zaś nie umiesz żuć bez wilgotnego sosu – przygotuj jakiś delikatny, pamiętając, że jeśli użyjesz oliwy albo masła, trochę sobie zepsujesz lekkość i pożywność tego dania.
Całość przygotowania nie zajmuje więcej niż 20-30 minut, łącznie z oczyszczeniem warzyw. To jest proste jedzenie, warto spróbować.