Dzwonię do mojej ekologicznej hurtowni i wypytuję o wołowinę; skąd, jak, jakie zwierzęta, jak hodowane, traktowane, jaka jakość mięsa. Pani po drugiej stronie cierpliwie opowiada, a na koniec podsumowuje: “Oj, to jest bardzo dobre mięso, my jak we wtorek zamawiamy wołowinę w Rolmięsie, to przecież w poniedziałek te krówki jeszcze żyją…”.
Yyy…? Na dobre 15 sekund obie się zwiesiłyśmy.
Bo w środę są w Papuamu, a w czwartek w waszych brzuszkach…
Marynowałam antrykot na jutro i patrzyłam na to mięso. Krowa chyba nie była stara. Raczej całkiem młoda. Wzięłam prysznic i ciągle myślałam o tej odpowiedzialności, jaką niesie za sobą takie zamawianie mięsa. Nie umiem tu wybrnąć z moralnego dylematu.
W Rolmięsie nie dostanie się mięsa bez uprzedniego zamówienia. Nie ma nic z zamrażarki, wszystko na bieżąco ubijane. Jeśli nie zamówię, to któraś krowa pożyje trochę dłużej. Może tylko o tydzień czy dwa, ale jakbym miała być przez kogoś zjedzona, to też wolałabym za chwilę. Jest to więc prawdziwa odpowiedzialność za czyjeś życie.
Z drugiej strony – rzeczywiście mam tu do czynienia z ekologią, z tym, jak rolnictwo powinno wyglądać – wszystko na miarę bieżących potrzeb, tyle ile jesteśmy w stanie zjeść do ostatniego kawałka. Nic ponad miarę, żadne życie nie idzie na marne.
Nie jest to sytuacja jak z wielkich korporacji, “produkujących” mięso. Nie ma masowej rzezi i nie ma niepotrzebnego gromadzenia mięsa, zalegania w sklepach, psucia się po terminie. Nie ma też tego ciśnienia na konsumenta – jest tak tanio, że możesz a nawet powinieneś jeść mięso trzy razy dziennie. Tutaj nie przebiałkowisz się, ani nie przetłuścisz mięsem, które kosztuje odpowiednią ilość pieniędzy. Oczywiście, jeśli jesz wedle miary. To też ma jakiś sens.
Rozmawiałam też z moją organiczną rolniczką o swoich mięsnych dylematach moralnych. Powiedziała: “Jak na początku łapałam kury do zabicia to płakałam. Dalej nie mogę ich zabijać, ale teraz rozumiem to tak, że każdy na świat przychodzi z jakąś misją. Ich misja jest niestety taka. A zadaniem człowieka jest to, żeby ich krótkie życie uczynić dobrym i szczęśliwym, żeby mogły polatać po tej łące, najeść się ziółek, żeby miały gdzie spać”.
My im to musimy dać za to, co one dają nam… I po indiańsku, nie wolno nam żadnego życia zmarnować – już lepiej podziękować anonimowej kaczce czy kurze, tym bardziej krowie. Ja przynajmniej tak robię.