Mój przyjaciel, norweski pisarz, krytyk i eseista, Tor Eystein Øverås (Tur Ejstejn Uveros) zabrał mnie do swojej babci za koło podbiegunowe.
Drugiej nocy zerwał się taki wiatr, że całym domem dosłownie trzęsło. W Polsce ogłoszono by stan alarmowy wysokiego stopnia, podczas gdy Norwegowie tylko się uśmiechali. Zdmuchnęło wszystkie liście z gałęzi, ale poza jedną maleńką suchą gałązką i jedną przewróconą donicą z kwiatami, nie zauważyłam nic uszkodzonego, żaden dach nie odfrunął, drzewo się nie złamało. Muszą być na to odporni – tak w domach, jak i w przyrodzie.
Z mojej strony nie było mowy o spaniu; Tor Eystien również się obudził, więc przegadaliśmy cały sztorm. Zebrało nam się na rozmowy o naszych systemach społecznych – temat w sam raz na czwartą godzinę rano…
Dzieliliśmy się naszymi spostrzeżeniami na temat swoich rodaków. Mnie zdumieli Norwegowie, Tor ma zaś liczne kłopoty ze zrozumieniem polskiej logiki. Jako osoba zaangażowana w życie kulturalne Norwegii, ma wyrobione poglądy na sprawy państwa, społeczeństwa, polityki i – oczywiście – religii. Uważa, że kościół (katolicki, polski) to taki sam system jak komunizm, w którym liczy się system, nie jednostka. Wszystko podporządkowane tylko jednemu, wysoka hierarchia, żadnego poszanowania prywatności.
Tor ma prawdziwą alergię na wszelkie systemy, zwłaszcza te w jakikolwiek sposób powiązane z faszyzmem. Bardzo się denerwuje tym, że ideologia kościelna, zwłaszcza w swym fanatycznym wydaniu, z jakim zdążył się blisko zetknąć na samym początku pobytu w Polsce, jest bardzo niebezpieczna – właśnie poprzez łamanie praw jednostki. Jest zły na systemy, chce z nimi walczyć, uświadamiać ludzi, jaką krzywdę im wyrządzają.
Mój punkt widzenia jest nieco inny – systemy są złe, ale to ludzie potrzebują systemów. Dopóki będą ich potrzebować, dopóty systemy będą istnieć. To nie systemy zabijają i niszczą – to ludzie, którzy czegoś w swoim życiu nie uporządkowali, powodują, że robi się miejsce na taki czy inny system, który załatwi za nich sprawy.
Faszyzm, nazizm, to nie powstało dlatego, że Hitler czy Stalin byli tak genialnie źli – jeden bardzo zły człowiek co znaczy? Tyle co nic, ale bardzo wielu troszkę złych ludzi już coś. Nazizm zrodził się w sercach ludzi, zrodził się z ich nienawiści do innego, zawiści, małości, z braku wybaczenia. Najpierw byli ludzie, potem przyszedł system.
W Polsce mamy zły kościół nie dlatego, że kościół sam w sobie jest zły, lecz dlatego, że ludzie wciąż potrzebują go dokładnie w tej postaci, w jakiej tu występuje. Przecież gdyby nie potrzebowali jaką miałby legitymację do istnienia? Komunizm w radzieckim wydaniu sam w sobie, ideologicznie był zły? Nie, zupełnie nie, przerodził się natomiast w terror, bo ludzie, którzy go zaczęli wyznawać, oparli ideologię o niewłaściwe emocje – zawiść, złość, biedę, nienawiść do bogatych. Radziecki system komuny nie powstał w oparciu o wspólne dobro każdej jednostki – powstał w oparciu o zasadę “zabrać, zrównać (w dół, nie w górę), oskarżyć, zniszczyć, zabić”. Nigdy nic dobrego nie wyrośnie tam, gdzie w sercach ludzkich nie ma miłości ani akceptacji. To po prostu jest fizycznie i duchowo niemożliwe.
Nie trzeba więc skupiać się na państwie, systemie, takiej czy innej zewnętrznej instytucji, która rzekomo wyrządza nam zło. Trzeba skupić się wyłącznie na sobie, swoim wnętrzu, załatwić wszystkie niedobre sprawy, emocje, złość, brak akceptacji, zawiść, skąpstwo czy chytrość. Jeśli jeden do jednego zaczniemy budować społeczności w oparciu o czyste serca i myśli – jaki niewłaściwy system czy pastwo może powstać? Gdzie będzie dla niego miejsce, jeśli nie damy mu pożywienia, kotwicy? To my się mamy zmieniać, nie mamy zaś walczyć przeciw komuś, czemuś.
Norwegowie żyją inaczej niż Polacy – tworzą gminy (komuny), wiążą się w małe społeczności, które tylko formalnie są związane w społeczności większe i w końcu – w państwo. Państwo służy do ochrony swoich obywateli, do stworzenia im i zabezpieczenia podstawowych praw, bytu, jednocześnie w minimalnym stopniu do ingerowania w prywatne życie swoich obywateli.
Najsilniejszą jednostką polityczną jest komuna – zrzeszenie kilku sąsiednich wsi, farm czy miasta. Krytycy norweskiego systemu państwowego mówią, że tak zorganizowane życie bardzo rozleniwia mieszkańców, powoduje, że nie starają się przekroczyć swoich możliwości. Jednak to, co widać wokół, co ja widzę, to spora akceptacja własnego życia. Może to jest zadowolenie się małym, może to jest brak ambicji, ale jak bardzo ci ludzie są tu spokojni, wyciszeni, pełni pokory. Może ta pokora to też kwestia ich przyrody – naprawdę dzikiej i nieokiełznanej, nieprzyjaznej nawet. Nie można walczyć przeciw temu, co jest silniejsze, można się tylko wpasować w krajobraz. To takie inne do polskiej mentalności, której podstawą jest walka. Nieistotne przeciw czemu, istotne, by walczyć…