Detachment, 2011. Zagłada szkoły Usherów

written by Renata Rusnak 15 maja 2015

Dziś dużo na moim fejsie było o maturach i kondycji naszego szkolnictwa. Przypadkiem otworzyłam film z Adrienem Brodym, bo miała to być jego druga po Fortepianie rola.

Opis widziałam całkiem głupi, coś o nauczycielu i trzech kobietach, które zmieniają jego życie, tymczasem film jest dokładnie o schyłkowej kondycji edukacji, o rozjeżdżaniu się komunikacji pomiędzy ludźmi – rodzicami i dziećmi, nauczycielami i dziećmi, rodzicami a nauczycielami, w końcu dziećmi pomiędzy sobą.

O bezradności i bezsilności w obliczu osobistych tragedii ludzi, którzy nigdy nie staną się naszymi bliskimi, ale też nigdy nie pozostaną do końca obcymi i obojętnymi. O odpowiedzialności.

W tym filmie spotkałam się z najmocniejszą definicją ludzkiej konieczności czytania, jako formy obrony zdolności do samodzielnego myślenia, do przetrwania w ogóle, jaką w całym życiu udało mi się usłyszeć. Pojawia się też wyraźne, choć subtelne naprowadzenie na diagnozę destrukcyjnego żywiołu, jakim są pieniądze, materializm.

Metaforyczny, poetycki, miejscami ponury, albo niemal depresyjny obraz, ocierający się na szczęście w wyważony sposób o rozmaite tabu krzywdy, śmierci i cierpienia, oraz o naszą, wszystkich, każdego izolację od bliskich i siebie nawzajem.

“Nie powinno cię tu być. Mnie tu nie ma. Może mnie widzisz, ale w środku jestem pusty”.

Szkoła jest jak pogrążony w rozkładzie dom rodziny Usherów. Nie ma na nią rozwiązania, bo życie w chaosie jest stanem permanentnym, przypisanym metafizyce istnienia.

Porusza, na pewno. Skłania do myślenia. Ciężki, ale na granicy wytrzymałości. Cenię za nienachalność i to, że pomimo wszystko wydźwięk ma pozytywny. Jako jednostki ludzkie bronimy się swoim człowieczeństwem i zdolnością do działań wbrew braku nadziei. Pomagamy do końca, nawet tam, gdzie jest to skazane na pewną porażkę. Bo pomagamy. Bo jesteśmy ludźmi.

Wybija ze strefy  komfortu. Zostaje po obejrzeniu. Pewnie warto obejrzeć kilkakrotnie, a za każdym razem zauważy się coś innego.

Tony Kaye, Detachment, USA, 2011

Tony Kaye, Detachment, USA, 2011

Może Cię zainteresować

2 komentarze

Vera Zalutskaya 16 maja 2015 - 01:01

! Renata, mocno dziękuję tobie, nigdy bym sama nie obejrzała tego bo opisy rzeczywiście są głupie.
Właśnie! depresyjny ale jasny i ciepły obraz, rzadko coś takiego spotkasz, bo jak już się idzie w ciemność to zwykle na maksa (a ja już nie mam sił na coś takiego)
Piękny, dopracowany film i historia. Jakie zdjęcia, ujęcia, niby proste ale też bardzo piękne!
Opowiedział o tym co przez długi czas za mną chodzi – czyli kwestie kultury i komunikacji, jednostki i społeczeństwa, kapitalizmu oraz braku świadomości. Jak ten Barthes powiedział – że nie trzeba się obrażać na ludzi cierpiących na brak samoświadomości, ale kto z nas właściwie ma tą świadomość do końca? Nikt, ale możemy to rozwijać, ucząc się. I szkoła jest też małym modelem społeczeństwa, odzwierciedla problemy które otaczają nas wszędzie. Nie będę tu się rozpisywać, zgadzam się z tobą, z tym co ty piszesz, a poza tym jestem świeżo po obejrzeniu więc będę jeszcze myśleć.
Trochę to tak jak z “Tylko kochankowie przeżyją”, wnioskuję że miłość+wiedza to jest przepis na uratowanie się i działa przecież (a no i współpraca)!
Nawet pobawiłam się w odgadywanie nawiązań (tytuł od razu kojarzy się z Marx’em, Barthes z Barthesem), czuje się ten lewicowy powiew w najlepszym wydaniu, no dobry film!

Reply
Renata Rusnak 16 maja 2015 - 12:58

Vera, uwielbiam z tobą rozmawiać :* Tak, to jest bardzo głęboko zakorzeniony w kulturze film. Przypuszczam, że z tego rodzaju, który ogląda się wielokrotnie, za każdym razem znajdując nowe nawiązania. Pisz, jeśli jeszcze coś odnajdziesz 🙂

Reply

Napisz komentarz