Pamiętacie o upraszczaniu sobie życia wekowaniem? Ostatnio ugotowałam za dużo fasoli adzuki z polentą na wywarze warzywnym z suszonymi jagodami (staranniejsza wersja tutaj).
Nie było jak tego przejeść, ponieważ niemądrze zapomniałam ile razy powiększa swoją objętość fasola, jak się ją namoczy. Wlałam gorącą, półpłynną mamałygę do przelanych wrzątkiem słoików, zakręciłam i postawiłam nogami do góry.
Siedzę przy kompie i chce mi się coś przegryźć, ale nie chce mi się nic robić, więc jest jak znalazł. Pakowałam już parę razy na wyjazdy podobne słoiki, w podróży zawsze się świetnie sprawdzają. Do pracy to wiadomo, zawsze się przyda, ale i na spokojne dni lata i wakacji również.
Myślę jeszcze o małych dzieciach i praktycznie w ogóle nie znam powodu, dla którego nie można byłoby ich karmić zdrowym jedzonkiem zawsze? Albo dlaczego trzeba tak bardzo przepłacać za gotowe słoiczki? Przecież to rachu ciachu i gotowe.
PS. Reklama najlepszego migdałowego masła na naszym rynku zamierzona, choć niestety niepłatna.