Na marginesie stale powracającego tematu o tym, że dzieci można, a nawet należy bić z obowiązku i z miłości.
Mieliśmy w dzieciństwie takiego sąsiada, który z ojcowskiego obowiązku lał swoje dzieci. Słyszałam o tym biciu, ale raz byłam świadkiem takiego zdarzenia. Miałam może osiem, może dziesięć lat, kiedy mama wysłała mnie do sąsiadki ze składnikami na majonez. Przyniosłam olej, jajka i coś tam jeszcze, musztardę pewnie. Położyłam te rzeczy na stole, ale musiałam poczekać chwilę, aż sąsiadka i jej mąż wrócą skądś. Starsza córka, która wpuściła mnie do domu, obejrzała butelkę oleju dokładnie i przeczytała etykietę.Wszystko w mojej obecności i za moją zgodą.
Kiedy jej rodzice wrócili, ucieszona powiedziała: “Oj to dobry olej, będzie dobry majonez, patrz tato”. A tato tylko zawarczał: “Co ja ci mówiłem o braniu cudzych rzeczy?” Dziewczynie natychmiast świeczki stanęły w oczach. Spytał lodowatym półgłosem: “pięć mocnych czy dziesięć lekkich?”.
Wybrała 10 lekkich. Wyszli na korytarz, tam pochyliła się na krześle, a on ją zlał pasem, głośno, miarowo i spokojnie licząc. Przyszła spłakana i zawstydzona do kuchni, pomogła zrobić majonez, a potem już nigdy nie spojrzała mi w oczy, jeśli nie była zmuszona.
Sama byłam przerażona, zdezorientowana, nic nie rozumiałam i kompletnie nie wiedziałam, co robić, choć moi rodzice nie byli wzorem rodzicielstwa według dzisiejszych standardów i też nie raz obrywaliśmy.
Oraz pamiętam własnego synka, który przerażony i zapłakany zadzwonił od kolegi, u którego miał zostać na noc – jego mama wkurzyła się na starszego, nieznośnego nastolatka, złapała psią smycz i zlała go. Nie było to miarowe, wykalkulowane bicie, a jednak jedyne, co mój mały kilkuletni syn był w tamtej chwili wychlipać to: “zabierz mnie stąd”. Nigdy więcej nie spał u tego kolegi.
Jeśli bicie jest tak trudne dla dzieci, które obserwują sam akt z zewnątrz, to jakie musi być dla dzieci bitych? Zwłaszcza tych bitych z miłości…