Do czego jest mi potrzebna lodówka? Do nie umarcia z głodu w świecie, w którym nie ma nic do jedzenia…
Wiem, ciągle słyszę, że cierpię na manię i że jestem wariatką. Oraz że jakoś trzeba żyć.
JAKOŚ trzeba żyć. Ale dlaczego od razu kiepsko? Jaki ma być powód ku temu, żebym w tak łatwy sposób rezygnowała z jakości swojego życia, ze zdrowia, z witalności, siły, samopoczucia, a nade wszystko – ze sprawiania sobie mądrej przyjemności, płynącej z pobudzania zmysłów czystym jedzeniem?
Cena, Renata, cena! Ile musiałbym płacić? Eko kosztuje, nie stać mnie – to najczęstsze powody, dla których nie sięgamy po organiczną jakość produktów. Stać nas za to na lekarzy, alergologów, kardiologów, onkologów, na ssanie pastylek na gardło, połykanie kapsułek na migreny i rozmaite bóle i łupania, na zaparcia i biegunki, no i oczywiście – na kwasy czy zasady w żołądku…
Sprzedajemy się więc tanio czy drogo? Rezygnujemy z małego wysiłku, żeby uzyskać większy komfort, czy większy dyskomfort? Dbamy o siebie i swoje podniebienie, czy obniżamy swoje standardy?
Kto i kiedy przekonał nas, że tak mało mamy oczekiwać od życia i w dobie rozwoju, który stwarza niemal nieograniczone możliwości, dajemy się uwieść pułapce szkodliwej przyjemności (zobacz genialny wykład Douga Lisle o zwodniczym działaniu naszego ukształtowanego ewolucyjnie mózgu), zapominając i odzwyczajając się od przyjemności prawdziwej?
A teraz co to jest ta przyjemność prawdziwa? Jest to odczuwanie stanu cudowności i satysfakcji w całym swoim ciele i zmysłach, trwające wiele godzin PO zjedzeniu posiłku (seksie w miłości, pracy w pasji), który wzmacnia, krzepi, daje siłę i fizyczne odczucie zdrowia.
Pamiętacie taki stan, który nie kończy się 5 minut po złożeniu sztućców nieprzemożną potrzebą drzemki, odczuciem ciężkości, szumem w głowie, zgagą, lub ogólnym niepokojem w brzuchu? Nie znacie tego stanu w ogóle? To jest sygnał, że pora coś zmienić, sięgnąć po coś, co naprawdę jest w zasięgu ręki, po dobrej jakości warzywa i owoce, które sycą nas – przekarmionych i jednocześnie niedożywionych – tak, aż chce się żyć!

Moja lodówka zaraz po dostawie od zaprzyjaźnionego ekologicznego rolnika. Podobnie wygląda, kiedy wracam z łowów na Targu Pietruszkowym lub podobnym.
Cena, Renata, cena. Nie kombinuj, nie wymyślaj, nie ulegaj maniom. Nie szukaj, nie pytaj, nie podważaj, jedz co dają. Czuj się źle, bądź zależna, wydawaj pieniądze na koncerny, cierp. Nie chciej szczęścia, nie chciej zdrowia, nie domagaj się jakości, bądź dobrym robotem…
A ja mówię, moje ciało mówi – pieprzyć pestycydy. Chrzanić żywność wysoko przetworzoną. Wypiąć się na przemysł spożywczy, mięsny i mleczarski. Nie wspierać przemysłu farmaceutycznego. Olać życie poniżej własnych potrzeb i oczekiwań.
Jak się chce, to się da – i znaleźć taniego organicznego rolnika, i produkty do jedzenia na sklepowych półkach i nieoszukujące knajpy… Kosztuje to tylko zmianę przyzwyczajeń, bo po niej wszystko jest tak samo łatwe jak wcześniej. Wystarczy podjąć decyzję!