Zebrałam się wreszcie po paru dniach przerwy i ugotowałam garnek Baby Jagi na wzmocnienie i ozdrowienie, bo się zapuściłam ostatnio i niedomagam. Cały dzień mi zszedł na plątaniu się po domu i wzięłam się za to dopiero późno po zmroku. Najadłam się na noc, więc chyba włączę jakiś wciągający serial, żeby tak zaraz nie zasypiać.
Nie mam pewności, czy da się tak całkiem zgubić smak kalafiora, ale na pewno da się go tak ugotować, żeby nie dominował. Tym razem nie kombinowałam za bardzo, ani nie myślałam o kalafiorze, a o tym, żeby ugotować coś pod siebie – szybko, prosto i sycąco. No i żeby mnie postawiło na nogi.
Wyszło dobrze! Może zwyczajnie trzeba myśleć o sobie, a nie tam jakieś wyzwania i kombinacje? : )
Potrzeba:
- 50 gr czerwonej soczewicy,
- 50 gr kaszy jaglanej,
- 1/2 całego pora (przekrojony wzdłuż, razem z zielonym),
- 1 cebula,
- pęczek rzodkiewek (miałam przywiędłe, więc liście wyrzuciłam),
- 5 lub wiecej suszonych płatków grzybów (dałam prawdziwki),
- 1/2 cytryny ze skórką,
- kawałek suszonej skórki organicznej pomarańczy (można pominąć),
- 5 suszonych pomidorków,
- miso na czubku łyżeczki,
- szczypta adżiki w proszku (kaukazka pikantna przyprawa),
- kawałeczek korzenia kurkumy,
- szczyptę soli szarej,
- 1 kalafior,
- pęczek pietruszki,
- 1/2 łyżeczki pesto z czosnku niedźwiedziego (mam od znajomego górala – można pominąć, lub dać pół ząbka zwykłego czosnku).
Wykonanie – prosto i zwyczajnie:
- nastawić wodę, dodać opłukane soczewicę i kaszę,
- dodać por, cebulę i rzodkiewkę,
- dodać suszone smakołyki,
- dodać przyprawy (delikatnie, samemu próbować, ile będzie smakować),
- dodać kalafior i łodygi pietruszki, po wyłączeniu gazu dodać liście pietruszki.
Fajne, gęste, krzepiące, wzmacniające, i synkowi też smakowało. Nie wiem czy to jeszcze zupa, czy już potrawka, ale kompletnie nie robi mi to różnicy. Można by to jeszcze ciut przysłodzić jakimś suszonym owocem, albo świeżym jabłkiem, ale nie trzeba.