Misja, znakomity film. Nic się nie zestarzał, mimo 30 lat, tylko Irons, DeNiro i Neeson młodsi, piękniejsi, seksowniejsi. Niewiele pamiętałam, prawie nic, a film ponownie okazał się prawdziwą ucztą – dla oka i dla ucha. Muzyka Morricone poruszyła jakiś struny w moim sercu, przypomniała mi piękne gniewne lata 90., kiedy kształtowała się moja osobowość. Między innymi pod wpływem takich filmów.
Ale sentymenty, sentymentami, a dziś podziwialiśmy z synem obrazy. Aż bolało w środku od doskonałości kadrów. Prawie każdy jeden ujęty i oświetlony tak, że powiedzieć ten film to silne przeżycie to za mało. Jego się czuje w każdej komórce ciała i duszy.
I pomyśleć, że lumberseksualne drwale istniały już w 1986 roku…