Będzie już ze dwa tygodnie, jak obiecałam synkowi kurę, która leży w zamrażarce od przed świąt i czeka na zmiłowanie, zanim się całkiem w tym mrozie zniesmaczy. Nie miałam na nią jakiejś specjalnej ochoty, ale nie miałam też kompletnie pomysłu na gotowanie.
Wyjęłam więc jej suche dupsko z zamrażalnika i tak, jak ją mój rolnik zgrzał w plastiku w całości, wrzuciłam do dużego garnka. Podziękowawszy oczywiście za skrócenie żywota i przeprosiwszy miłą duszę za tak niemiły koniec.
Dlaczego lubię stare kury to już chyba ze trzy razy pisałam. Bo choć gotuje się je sakramencko długo, dają znacznie lepszy smak rosołu niż młode, nawet ekologiczne kurczaki. No i jakoś tak mam odczucie, że choć sobie trochę pobiega. (Że kur z klatek nie jem, też już pisałam).
Naprawdę suche dupsko ta kura miała, więc nie skórowałam jej. Nawet poprzyglądałam się kuprowi i prawie nic z niego nie wycięłam. Może ciut jak na moje możliwości wyszło za tłuściutko, ale wciąż mówimy o pojedynczych dużych okach, a nie o 3-5 mm warstwie łoju od góry.
W tym miejscu nastąpiły przewidziane okoliczności, utrudniające pisanie.
Choć tego nie widzicie, robię sobie przerwę, żeby jak najszybciej dojeść swój obiad. Bo oto zapach rozrywanego moimi zębami mięsa dotarł już na parapet na którym leniwie drzemała Blondi. Uniosła się właśnie i zaczęła intensywnie węszyć, wyciągając szyję do niemożliwej długości. Żywe podmuchy z otwartych na oścież balkonowych drzwi robią jej zmyłkę – mam czas zjeść choć kawałek mięsa, zanim rozpocznie się tradycyjne w moim domu żebractwo przy stole, zwieńczone w jej przypadku głośnymi wrzaskami i namolnością nie do zignorowania.
Tradycję zapoczątkowała śp. Verowa kilkanaście lat temu. Każde kolejne zwierzę, pojawiające się w naszej rodzinie przeszło to wirusowe zakażenie nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu, nawet jeśli początkowo było na tyle wybredne, by jedzenia odmawiać.
Wzrusza mnie dosłownie do łez, że pamięć po starej przetrwała, zastanawiam się jednak, dlaczego w takiej akurat formie? Nie mogło to być co innego? Na przykład niekończące się molestowanie o rzucanie piłki czy patyka, kopanie w ogrodzie dziur bez dna, histeryczne ujadanie na staruszki i inwalidów?
Hmm…
No dobra. To już lepiej zostańmy przy tym żebractwie… No bo spania w łóżku to akurat stara nauczyła się od kotów.
A więc potrzeba:
- 1 stara kura,
- kopiasta łyżka świeżego oregano (parę gałązek),
- 1 łyżka trawy cytrynowej,
- 2 duże cebule,
- 20 liści młodego szpinaku (pęczek – ale nie baby szpinak),
- 1 łyżka suszonych moreli (nieduża garść),
- kawałek ostrego chili – do smaku, nie za ostro. trzeba wziąć pod uwagę, że w trakcie gotowania ostry się pojawi. ja użyłam 2 maleńkie papryczki, które nie pamiętam jak się nazywają, ale mają ok. 2 cm długości, 0,5 cm szerokości),
- 5 ziaren pieprzu (można pominąć, zależy od chili),
- 1 ziarno kardamonu zielonego,
- 1 płaska łyżeczka miso (można pominąć),
- spora garść wodorostów (użyłam Hijiki),
- łyżka soli szarej,
- 10 malin (miałam mrożone),
- 1 jabłko,
- 5 suszonych prawdziwków (nie chodzi o całe grzyby, ale takie kawałki, w jakich najczęściej są suszone),
- 2 liście kapusty włoskiej,
- 2 marchewki,
- 10 fasolek szparagowych,
- 1 pietruszka,
- 3 kopiaste łyżki grubej kaszy kukurydzianej,
- natka,
- opcjonalnie łyżeczka soku z limonki/cytryny (do smaku)
Chyba wszystko, ale mogłam coś pominąć. Ja dodałam jeszcze dwie łyżki syropu spod niedojrzałych zielonych orzechów włoskich – to gruziński przysmak, do dostania np. na Lipowej. Średnio zdrowe, bo zalewa z cukrem, ale z fantastycznym słodkim orzechowym posmakiem.
Wykonanie:
- Kurę gotuj przez godzinę lub półtora z oregano i trawą cytrynową pod przykryciem na średnim ogniu. W chwili kiedy się rozmrozi, wyjmij ją i pokrój na kawałki.Uważaj na soki, które będzie puszczać – lepiej, żeby się znalazły w garnku a nie na stole. Będzie gorąca, więc się nie poparz. Jeśli masz świeżą, oczywiście pokrój od razu. Jeśli masz kurczaka dodaj wszystkie składniki razem i gotuj krótko.
- Sprawdź kurę, powinno się w nią dać wsadzić widelec ze średnim oporem. Mięso powinno być już wyraźnie przełamane, nie twarde jak kamień. Jeśli trzeba, gotuj dłużej – wszystko zależy od wieku kury.
- Dodaj całe, obrane i tylko lekko nacięte cebule, połowę szpinaku pociętego na równe pasy, pokrojone morele, chili i pieprz.
- Ziarno kardamonu przetnij na pół i dodaj same nasiona bez skorupy. Jeśli chcesz użyć skorupy – przetnij ziarno na pół i dodaj połowę.
- Dodaj wodorosty, miso, posól (uważaj, bo masz słone miso i wodorosty; lepiej dodać dosolić pod koniec) i gotuj całość przez pół godziny pod przykryciem.
- Sprawdź mięso, powinno już mniej więcej nadawać się do zjedzenia. Jeśli jest twarde, gotuj dalej.
- Dodaj maliny, jabłko przekrojone w ósemki, grzyby, kapustę, resztę szpinaku, pokrojone na większe kawałki fasolkę szparagową, marchew i pietruszkę, gotuj kwadrans.
- Przesyp całość kaszą kukurydzianą, parę razy dobrze przemieszaj – zanim kasza napęcznieje, osadza się na dnie i przypala.
- Dodaj posiekane łodygi z pęczka pietruszki i gotuj przez kolejny kwadrans.
- Spróbuj i dopraw. Może to być limonka, może być sól lub pieprz (na koniec już tylko mielony), albo syrop z orzechów. Pamiętaj, że jak tylko danie przestygnie, odczucie pikantności będzie znacznie intensywniejsze.
- Posyp liśćmi natki.
Trzeba się przygotować na 2, czasem 3 godziny gotowania. Można sobie skrócić czas gotowania warzyw, jeśli chce się zachować chrupkość, ja tradycyjnie jadam mięsne buliony nieco rozgotowane i odparowane, jak to się u nas na wsi robiło. Coś się zmienia w strukturze wywaru, nabiera większej mocy.