Kim jestem dla siebie, tym jestem dla innych

written by Renata Rusnak 12 lutego 2014

Bardzo ciekawą miałam dziś rozmowę ze znajomą. Rozmawiałyśmy o komentowaniu na blogu i w sieci. Powiedziała, że musi przemyśleć, czy chce podpisywać się imieniem i nazwiskiem, co umożliwia system komentowania w Disqusie, który jest tu zainstalowany. Przedstawiła kilka wątpliwości i obaw, których ja pozbyłam się zupełnie niedawno, a których skutki w pełni uświadamiam sobie dopiero teraz.

Prawda jest taka, że od kilkunastu lat jestem bardzo aktywna w sieci, jednak do zeszłego roku nigdy nie podpisywałam się swoim nazwiskiem. Nawet prowadząc bardzo aktywny Facebook, stronę i blog przy mojej knajpce, podpisywałam się nazwą knajpki. W efekcie w sieci funkcjonuje kilka fajnych pseudonimów, które zbierają zasłużone kredyty, ja zaś łapię się na tym, że jako Renata Rusnak pozostaję całkowicie ignorowana, a w najlepszym przypadku traktowana z pewną łaskawością jako “dobrze rokująca”.

Oczywiście wkurza mnie to, bo takie traktowanie jest niezasłużone, ale z drugiej strony uprzytamnia mi jedną rzecz – jeśli ja, Renata, zawsze kryłam się za jakimś pseudonimem, bo obawiałam się mówić wprost i otwarcie, co sądzę, pokazywać kim naprawdę jestem, jak żyję, w co wierzę i czym się kieruję, to jak ktoś mógł to zauważyć czy zrozumieć? Zwłaszcza, że na co dzień poza słowem pisanym, mam ogromny dystans i uwielbiam sobie żartować ze wszystkiego, również z siebie, prezentować siebie całkiem na luzie?

To nie jest najlepszy PR, jeśli chcesz pokazać, że potrafisz pracować naprawdę, że jesteś za siebie odpowiedzialny, że coś potrafisz i możesz wnieść swoim doświadczeniem.

Kiedy przestałam się wreszcie siebie bać i zaczęłam podpisywać jako ja, Renata, mówić o sobie i swoich projektach, o tym co robię na głos, odkryłam, że osoby mające o połowę albo i więcej mniejsze doświadczenie niż ja, zaczynają mnie pouczać, traktować niepoważnie. Nie stykałam się z tym wcześniej, bo pracując poniekąd “w podziemiu” mogłam oddzielać swoje życie prywatne od zawodowego. W realu byłam wesołym lekkoduchem, kpiącym sobie z własnej egzystencji, wirtualnie zaś byłam odbierana jako osoba strasznie poważna, której nie umknie żadne samooszukiwanie się, lenistwo czy udawanie kogoś innego. Z kim nie ma żartów.

IMG_4934-2

Backstage u Agi Wojtuń w Studiu Zabłocie, 2011 r. Przygotowuję się do uwalniającej sesji zdjęciowej, w której mam szansę poczuć się jak Biegnąca z Wilkami. Z moją nieżyjąca już wieloletnią towarzyszką, dobermanką Verową i kotką Grubą. Nie można się siebie bać. To, czego się o sobie dowiadujesz, zawsze cię zaskoczy.

Zawsze szukam w sobie, zgłębiam siebie, studiuję siebie, zwiększam świadomość siebie. Robię to na różne sposoby i różnymi metodami prób i błędów próbuję dojść do tego, kim jestem i jaki cel ma moja egzystencja, a jednak ukrywam się z tym. Wstyd mi, że szukam siebie w świecie, w którym ludzie żyją jak marionetki, wypełniając swoje funkcje. Dlaczego?

Jak zatem połączyć wewnętrzne z zewnętrznym? Jak pokazać, że można się dobrze bawić, przyjemnie spędzać czas, jednocześnie intensywnie pracując i biorąc pełną odpowiedzialność za swoje życie? Że można funkcjonując pośród innych pozostać sobą?

Nie da się tego zrobić dzieląc siebie na pół.

Powodem, dla którego ukrywałam się pod kilkoma pseudonimami było to, że zawsze funkcjonowałam wielowarstwowo w kilku na raz środowiskach i w kilku obszarach zainteresowań. Nie jestem w stanie zatrzymać swojego umysłu na jednej tylko dziedzinie życia, bo bardzo szybko zaczynam się śmiertelnie nudzić. Nie jestem w stanie funkcjonować w jednym tylko środowisku, bo poznanie schematów jego funkcjonowania w krótkim czasie doprowadza mnie do całkowitej utraty zainteresowania nim.

Dzieje się tak dlatego, że wszystko co robię, robię na 100%. Nie zostawiam sobie żadnych wentyli bezpieczeństwa, nie dzielę niczego na moje i nie moje, nie kalkuluję ryzyka.

Muszę istnieć między światami, bo w jednym jest mi za ciasno. Ale też nie mogę dłużej tego ukrywać. Ludzie, którzy mnie znają z jakiejś strony, zupełnie nie znają mnie od innej, nic więc dziwnego, że mi nie ufają. Przecież nigdy nie pokazałam, jaka jestem w całości. Bałam się, bo nie pasuję do żadnych standardów. Nie da się mnie wcisnąć w żadne ramki, ani zamknąć do żadnej klatki, nawet jeśli sama tam na jakiś czas wejdę.

Taki “szeroki” styl życia prawie nigdy nie spotykał się z akceptacją poza środowiskiem osób podobnych pod tym względem do mnie. Tak się ustawiłam, by mieć tych ludzi jak najwięcej wokół siebie, dlatego od dawna już przestałam czuć się dziwna, inna. Byłam taka, jak wszyscy moi przyjaciele – wielowarstwowa.

Przyszedł jednak ten moment, kiedy wyszłam zawodowo z domu między ludzi. I tutaj taki pół ukryty styl pracy się zwyczajnie nie sprawdził. Jeśli coś robisz i wiesz, że robisz to dobrze, bo dajesz całego siebie – nigdy się siebie nie wstydź. Nie ukrywaj się, nie udawaj, że czegoś nie robisz, nie milcz. Nie żartuj sobie nawet z siebie, kiedy ktoś usiłuje cię zdeprymować, pokazać, “gdzie twoje miejsce”. Zawsze trzeba odróżniać tych ludzi, którzy mówią nam nawet niewygodne rzeczy, jednocześnie inspirując do rozwoju, od tych, którzy po prostu nas lekceważą, albo nie rozumieją. Nie warto słuchać wszystkich, nawet jeśli przekonują cię, że to dla twojego własnego dobra.

Słuchać musisz tylko siebie. Oczywiście przy założeniu, że nie jesteś skończonym idiotą, jakich pełno na tym świecie.

Ale poza tym wszystkim, poza osobistym aspektem ukrywania się, pozostaje jeszcze ten publiczny – nie zabierając głosu oficjalnie, robisz miejsce właśnie dla idiotów. Nie traktując siebie poważnie, pozwalasz, by inni decydowali o twoim życiu i jego jakości. Nie komentując w internecie, i nie publikując swojego zdania, pozwalasz, by cała banda internetowych trolli narzucała swoje zdanie, śmieciła i bruździła, gdzie się da. By swoim brakiem kultury ustalała normy społecznego funkcjonowania. Nie, normy powinny ciągnąć w górę, nigdy w dół, ale nie stanie się to, zanim nie zaczniesz wyrażać swojego zdania.

To prawda, że ludzi, którzy szukają czegoś więcej niż cichej stabilizacji jest mniej niż tych, którzy nigdy nic w swoim życiu nie zmienią, ale to nie znaczy, że kosztem siebie trzeba się godzić na normy, według których żyje średnio statystyczna większość. To nie większość wprowadza zmiany i łamie zesztywniałe i nieefektywne zasady, ani nie większość podnosi jakość i ogólny poziom życia. Większość zadowala się tym, co ma, głębiej nie szuka. Jeśli ty szukasz, nie bój się o tym powiedzieć, bo może się okazać, że takich jak ty jest sporo. I że razem jesteście w stanie powiedzieć coś ważnego.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz