Mam w ogrodzie dwie stare grusze. Są soczyste, bardzo słodkie i szybko się psują, dlatego od razu po zerwaniu pakuję je do słoików – albo zmielone na dżemiki, albo w zalewie. Są tak słodkie, że dodaję dosłownie tylko odrobinę cukru trzcinowego, a mimo to zalewa zawsze wydaje mi się za słodka. Wyjadam gruszki i nie wiem, co zrobić z zalewą, trochę mi nie wchodzi. Wczoraj otworzyłam przedostatni słoik i przez cały dzień patrzyłam na tę zalewę. Wylać, nie wylać – wypić nie chcę…
Dziś mi się nagle przypomniało, że przy okazji świąt przeczytałam, że w niektórych regionach Polski na Boże Narodzenie robi się kisiele z owsa. Przypomniało mi się też, że mam w szafce bardzo dużo mąki owsianej, której coś nie mogę zużyć.
No to zrobiłam kisiel owsiano-gruszkowy.
Składniki na jedna porcję:
- szklanka zalewy gruszkowej (czy dowolnego wywaru z dowolnych owoców, które się nie ścinają),
- dwie, trzy gruszki z zalewy (miękkie),
- kopiasta łyżka mąki owsianej,
- szczypta kardamonu,
- szczypta bardzo ostrej papryki.
Jeśli nie mamy gotowej zalewy czy kompotu, po prostu gotujemy/rozgotowujemy gruchy z odrobiną nierafinowanego cukru trzcinowego (trzeba próbować) w małej ilości wody. Można dorzucić odrobinę wanilii. Woda ma tylko obejmować gruszki (inne owoce), umożliwić ugotowanie. Kiedy owoce są miękkie, trzeba zlać wodę i rozgnieść widelcem albo zmiksować trochę owoców. Jeśli jest za gęsto, trzeba dodać wody przegotowanej (sprawdzić smak). Do kisielu bardziej potrzebna jest woda niż pure.
Zalewę zaś robi się tak, że do wysterylizowanego słoika upychamy ciasno obrane gruchy (daję całe z gniazdami – do kisielu gniazda usunąć), zalewamy wrzącą wodą z cukrem, zakręcamy i odstawiamy. Muszą trochę postać, zanim zmiękną, tak naprawdę nie mam pojęcia ile; otwieram słoiki dopiero zimą po dwóch, trzech miesiącach, czasem później.
No więc w zimnej zalewie rozprowadzamy mąkę owsianą, dokładnie tak jak na budyń czy kisiel, żeby nie miała grudek, stawiamy na mały ogień i dorzucamy przypraw. Dałam kardamon i pepperoni, ale pewnie mogą być dowolne zestawy. Latem, sądzę, mięta czy melisa będzie fajniejsza.
Na instynkt gotowałam dość długo, trochę ponad pół godziny. Nie przypala się łatwo, ale trzeba co jakiś czas przemieszać, żeby się nie zgruźlał i ładnie wyglądał. Im dłużej się gotuje, tym się zagęstsza, trzeba więc kontrolować i grudy i przypalanie i samą gęstość. Może trzeba troszkę podlać wodą.
Im dłużej się gotuje, tym oczywiście mocniej uwypuklają się przyprawy; kisiel staje się coraz pikantniejszy, głębszy, ciekawszy. Jeśli komuś przeszkadzają drobne twarde grudki, jakie niektóre gruszki mają w sobie, to lepiej użyć samej zalewy/wywaru, bez owoców. Kisiel będzie bardziej “rozpuszczalny w ustach”, ale z owocami jest ciekawiej.
Po ugotowaniu tradycyjnie przelałam do schłodzonych miseczek.
Konsystencję ma ten eksperyment kisielową, kolor brązowawy, podobny do ugotowanej razowej kaszy manny. Smakuje fajnie, nieordynarnie, satysfakcjonująco. W dodatku, choć może brzmi skomplikowanie, jest szalenie prosty do zrobienia, a lecznicze właściwości owsa rozciągają się na co najmniej drugą taką notatkę – bakteriobójczy, obniża cholesterol, wzmacnia odporność, koi nerwy, wspomaga tkankę kostną i łączną, śledzionę, serce i wątrobę…