Słucham sobie wiadomości w Chilli Zet i słyszę: w Turcji tło zamieszek już znane; rosnąca islamizacja Turcji, polegająca m.in. na – uwaga, co dla naszych mediów najważniejsze – zakazie sprzedaży alkoholu w nocy, w pobliżu szkół i meczetów, zakaz reklamy alkoholu.
Rząd Turcji zaiste jest promuzułmański, nie wiem tylko, dlaczego rząd polski nie jest, skoro ograniczenia sprzedaży alko istnieją u nas odkąd komuna upadła. Ciekawe że u nich 80% społeczeństwa nie pije, a u nas 95% pije. To chyba na tym polega. Bo w wiadomościach z troską w głosie podali, że ci, którzy zarabiali w Turcji na pijanych turystach, teraz nie będą w ten godziwy sposób zarabiać. U nas zaś zarabiać śmiało można, byle daleko od szkoły i nie daj boże – świątyni…
Niesamowicie podoba mi się selektywność polskich mediów. Co tam, że Turcy protestują przeciw złożonemu kompleksowi zagadnień społecznych i politycznych, przeciw przemocy policji i ograniczeniom wolności osobistej oraz – w sumie zapalnemu faktorowi zamieszek, czyli budowie hipermarketu na miejscu parku. Ważne, że nie będą sprzedawać alkoholu, bo się islamizują. To że 80% ich społeczeństwa nie pije i że zasadniczo przeszkadzają im pijani turyści – nie szkodzi. Demokracja nie polega na spełnianiu potrzeb większości, lecz na nieograniczonej możliwości picia, nawet w kraju kulturowo niepijącym.
Takie wysuwam wnioski, słuchając radia, cała szczęśliwa nad swoją lampką Gruner Veltlinera mogę pić śmiało. Mój dom w odległości pół kilometra ma na szczęście aż dwa kościoły – z prawej i z lewej. Na stoczenie się moralne i zislamizowanie chyba i tak nie mam szans. Chociaż stop! Przecież ma Carrefoura i osiemnaście Biedronek…