8:10, niedziela, Sandomierz, noc po dwunastogodzinnym staniu na festiwalu, slowfoodowej kolacji degustacyjnej i późnym afterku z przyjaciółmi. Godzina przed pobudką, staniem kolejnych 10 godzin i powrotem do KRK. Z niebytu wyrywa mnie uporczywy telefon.
– Dzień dobry. Byłem wczoraj na Targu i wziąłem ze stoiska pani wizytówkę, ale żebym ja z niej wiedział, co pani robi, to pojęcia nie mam.
Wracam zza światów, halo, tu planeta Ziemia, nazywasz się Renata… Aha, tylko czemu mnie tak głowa napieprza?
– Dzień dobry panu, bo ja blog piszę, a sery to ta druga wizytówka.
– Ale czym się pani zajmuje?
– No prowadzę taką gazetę w internecie.
– Ahaaa – chwila ulgi i zrozumienia – To ja raz takim z internetu dałem zlecenie na tłumaczenie tekstu na trzy języki i mieli problem.
– No widzi pan, to może pan moją wizytówkę wyrzucić, albo dać komu innemu.
– No właśnie. Ja tyle lat na świecie żyję i obchodzę się bez komputera. Do widzenia.
#karazagrzechy #internety