Skończyłam właśnie serial Top of the Lake. Właściwie to go połknęłam. Nie dało się o tym nie pomyśleć – nie dało się nie pomyśleć o Dzikiej Kobiecie z Biegnącej z Wilkami. Myślę, że w ogóle nie ma co rozpatrywać tej krótkiej, siedmioodcinkowej serii inaczej, niż poprzez poszukiwanie w sobie kobiecości – tej silnej, tej pierwotnej, tej nade wszystko wewnętrznie wolnej i mądrej.
Patrzę teraz na filmografię Jane Campion – każdy jeden film, który widziałam, w taki czy inny sposób kręci się wokół kobiety i kobiecości, jej relacji z innymi i stosunku do siebie. Wiele z nich dotyka wrażliwego obszaru uwarunkowań społecznych, wyzwolenia lub zniewolenia, podporządkowania się konwenansom i wyrwania się spod nich, choć nie powiem, że są to obrazy feministyczne.
Musiałabym chyba odświeżyć je sobie wszystkie na raz – Święty dym, Fortepian, Jaśniejsza od gwiazd, Tatuaż, Anioł przy moim stole, Portret damy, – żeby się upewnić, ale mam wrażenie, że Campion nie stawia jednej (poprawnej) definicji kobiety czy kobiecości. Nie usiłuje też oceniać, ani za bardzo wtrącać się w wielowymiarowość kobiecości poprzez na przykład idealizację czy też jej demonizację.
Niedawno zrobiłam sobie taki właśnie przegląd filmów Sophii Coppoli – we wszystkich filmach porusza ten sam temat samotności, niedostosowania i wyizolowania, wynikający z całkowitej pasywności, a objawiający się życiowym zblazowaniem, ale jak się zastanawiam nad Campion, to takiej identyczności znaleźć nie potrafię. Bo nawet jeśli przyznam, że sednem każdego jej filmu jest pojęcie kobiecości, to nie przedstawia go na tym samym wzorcu, lecz szuka i usiłuje ugryźć zagadnienie od każdej możliwej i niemożliwej strony.
Nie jest też proste postawienie tezy, że Campion portretuje kobiety – nawet jeśli, to żaden portret nie domyka się w ramy – pozostaje obrazem na zawsze otwartym, niedodefiniowanym, będącym w niekończącym się procesie transformacji.
Top of the Lake to studium dojrzewania kobiety w kobiecie.
Chodzę z tymi myślami już cały dzień – plączą mi się po głowie jak zamotane kłębki, bo choć rozumiem na którym etapie rozwoju archetypicznej kobiety w sobie jestem, pewnych rzeczy wciąż ze sobą nie ustaliłam. Wiem tylko, że jestem ciut za połową drogi i wiem, że to, co najpiękniejsze i najpełniejsze dopiero przede mną.
Tui Mitcham – pierwsza kobieta-dziewczyna, sprawczyni głównego zamieszania, nieświadoma, dzika, impulsywna, instynktowna. Silna. To ona doświadcza zła, jako dwunastolatka zachodząc w niechcianą ciążę, ale to właśnie ona podejmuje ryzyko ochrony czegoś, co rośnie w jej brzuchu, a czego w ogóle nie rozumie. To ona nie wie jeszcze, dlaczego postępuje w zgodzie ze swoimi instynktami, które nie pozwalają jej się dopasować, ani pójść na kompromis, ani dać złamać.
Nie szuka pomocy w innych. Obserwuje ich i korzysta z tego, co zapewniają, ale nie polega na nich bardziej, niż polega na sobie samej. Samotna i czujna, lecz nie zrezygnowana i gotowa podjąć każde ryzyko.
Paradoksalnie, mimo gwałtu i zaznanej przemocy, to właśnie ona jako jedyna ze wszystkich (poza G.J.) kobiet w serii pozostaje integralna ze sobą, nienaruszona i wbrew całemu światu – niewinna.
Robin Griffin – młoda kobieta, wokół której koncentruje się cała seria. To właśnie ta kobieta, która dźwiga na swych barkach cały świat, w tym własną krzywdę i poczucie winy za niemożność spełnienia potrzeb innych, uratowania wszystkich i każdego. Kobieta skrzywdzona, doświadczona, złamana, zagubiona, której siła bierze się z potrzeby walki, z potrzeby naprawiania, z rozumienia, że nie podoła, z odcięcia wydarzeniami od swojego rdzenia, pnia kobiety-matki.
To ta kobieta, która musi upaść na kolana i niezwykle boleśnie je potłuc, by pozbyć się iluzji i by przypomnieć sobie kim jest, gdzie straciła swoją integralność, miłość i siebie po prostu. To ona musi nauczyć się żyć w całkiem nowy i świadomy sposób.
G.J. – Dzika Kobieta. Kobieta Wędrująca, Ta Która Wie, Uzdrowicielka, La Loba. Kobieta-Wilk, która umarła, której ciało stało się ciałem zombie, i która już nie żyje, lecz przebywa w odmiennym stanie świadomości.
Istota pozbawiona potrzeb, pragnień i złudzeń, twarda i silna już w świadomy sposób. Ta, która może przekazać swoją mądrość dalej, lecz wyłącznie tym, którzy są w stanie usłyszeć i udźwignąć prawdę.
W sześciu godzinach serii pojawia się ledwie przez dwadzieścia minut, lecz są to minuty wyznaczające kolejne etapy wydarzeń, jakby były stopniami wtajemniczania pozostałych bohaterów. G.J. pojawia się, by pomóc swoim dwóm młodszym alter ego i znika tuż po tym, jak inicjacja zostaje dokonana – Robin porzuca iluzje, a Tui otrzymuje nowego życiowego nauczyciela – własne dziecko. To czas na zmianę pokoleń i ról, kiedy dziewczyna transformuje się w młodą kobietę, a młoda kobieta w dojrzewającą La Lobę.
Kryminalny dramat, który buduje tło wydarzeń jest tylko pretekstem, za to bardzo dobrze skonstruowanym. Antagonistą Kobiety zawsze jest drapieżca Sinobrody, który tutaj występuje w dwu wariantach – w postaci impulsywnego, nieokrzesanego ojca Tui i jego prymitywnej bandy, oraz kulturalnego przełożonego Robin i jego gładko ogolonych kolegów w drogich garniturach.
Rzuca się w oczy, że G.J., kobieta, która przeszła wszystkie etapy rozwoju, swojego antagonisty nie posiada. Żaden z nich bowiem nie jest jej w stanie zagrozić – jej siła płynie z wewnętrznej harmonii, w której (ok, powiedzmy to) pierwiastek żeński i męski są wyrównane.
Krzyki władczego eks męża Bunny nie mogą jej zaszkodzić, bo widzi w nim nie dominującą siłę, lecz słabość ojca nie radzącego sobie z córką, za którą odpowiedzialnością obarcza innych.
Jest tu jednak również miejsce dla Dzikiego Mężczyzny, lecz znów – zarówno Tui jak i Robin będą mieć młodzieńców u swego boku, podczas gdy G.J. już nie.
Nie będę przedłużać, bo i tak nie wiem, kto doczytuje te recenzje do końca, dorzucę tylko jeszcze, że dla klimatu serialu swoje zrobiły zdjęcia w Nowej Zelandii. Tam jest po prostu qrvsko pięknie, i obraz nie byłby kompletny, gdyby nie zawierał tego cudownego, silnego elementu, jakim jest natura, a szczególnie tak ważna dla kobiecej symboliki woda. Mało kiedy kontemplacyjność krajobrazów tak wspaniale współgra z fabułą i treścią filmu, jakby była jeszcze jednym głównym bohaterem.
Serial Top of the Lake – to Top 10 Renatowych seriali ever. Przypuszczam, że może nie podobać się mężczyznom, choć chętnie usłyszę ich opinie. Stopniowe uwalnianie synów Matta Mitchama oraz bohaterskie poświęcenie Jamiego na pewno dają do myślenia męskiej części widowni.