Napisałam baśń dla dorosłych

written by Renata Rusnak 31 stycznia 2019

Odkąd wydałam swoją baśń dla dorosłych, „Sto siedemdziesiątą pierwszą podróż Bazylii von Wilchek”, często jestem pytana, o co chodzi z tym rzadkim gatunkiem literackim. Odpowiedź jest całkiem prosta – formuła baśni wyrasta z moich osobistych doświadczeń. Urodziłam się w górach i od dziecka słuchałam magicznych opowieści silnych góralskich kobiet. Zapadły mi głęboko w serce i duszę.

Kiedy jesteś małą dziewczynką

Kiedy byłam małym dzieckiem, babka Rusnakowa opowiadała nam pozornie okrutne, w rzeczywistości przepełnione mądrością „bajeczki”. Miała inną na każdą okazję. W mojej świadomości wszystkie funkcjonowały jako prawdziwe. Wydarzyły się za rogiem, w sąsiedniej wsi, w innym domu i z innymi dziećmi, może i za rzeką lub na innej górze, ale działy się na pewno.

Babcia opowiadała o tym, że kiedy chłopiec, któremu zostały powierzone obowiązki, ulegnie psotnym namowom kulawego zająca i zamarzy mu się mięsny obiad, nic go więcej nie spotka, niż samotna śmierć w lesie. Że dzieci, które chciałyby bawić się w zwierzęta i wiązać sobie postronki na szyjach, podusi swoimi sztuczkami diabeł. Albo gdy młoda panna ulegnie wdziękom wytwornego pana i wsiądzie do jego karocy, skończy w objęciach Szatana, który w nic obróci jej szczęście i marzenia.

Metafora zła, czy pan Diabeł z opowiadań babki? Ilustracja Barbary Iwańskiej.

Wiara w świat zastany

Wierzyłam nie tylko w prawdziwość tych opowieści, ale i w to, że jeśli nie zachowam ostrożności, lub ulegnę łatwym obietnicom, to spotka mnie coś złego. Święcie wierzyłam babce, bo jak mogła się mylić, skoro potrafiła robić tak pyszne ciasto drożdżowe, a w szafce zawsze trzymała cukierki?

Wierzyłam co najmniej do czwartej klasy, kiedy pełna entuzjazmu podzieliłam się wieściami ze szkoły: „Babciu, babciu, a pani mówiła, że kiedyś żyły dinozaury, które wykopuje się z ziemi i że człowiek pochodzi od małpy”. Tak się zdenerwowała, że goniła mnie po całym domu z mokrą szmatą w ręce: „Jo ci dom łod małpy, jo ci dom, zbereźniku!”. Ledwie umknęłam, bo jej szmata to nie były żarty.

Baśnie z życia wzięte

Pamiętam też inne stare kobiety, sąsiadki, koleżanki babki, czyjeś chrzestne, które przychodziły w odwiedziny, siadały na drewnianej ławie i opowiadały własne “bajeczki”. Że ta ożeniła się za obcego za wodą i “tak wej to” ma teraz zły żywot. A szwagier tamtej to poszedł do lasu, nie uważał, a tam śmierć z drzewa wyskoczyła.

„A mnie żmija uzarła”, mówiła ta, do której szło się godzinę pod stromą górę. Lekarza nie wezwała, dziesięć dni przeleżała w malignie, rozmawiając sobie z Bogiem: „Ponie Boze, jak mie mos zabrać, to bier, ale jo tu jesce tyle mom do roboty”. Więc gdy Śmierć po nią przyszła i w oczy jej zaglądnęła, kobieta odrzekła: „Tyś nie Pon Bóg, łodyjdź”. „No i co?”, spytały inne stare kobiety. „No dy nic. Wstałak i jezdem”, odparła.

Przydatna metafora zła

Byłam naprawdę małym dzieckiem, kiedy te twarde mieszkanki gór i lasów opowiadały o swoim pełnym trudów i pokory życiu. O tym, jak rodziły, jak umierały, jak żegnały bliskich i jak godziły się ze stratą. O tym, na którym słupie kto się powiesił, jak żyje się z szalonymi, jak Niemcy żywcem spalili pół osiedla. O tym, jak ukrywały dzieci i krowy w lesie, i jak skakały przez okna palonych domów.

Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy jestem za mała na słuchanie “bajeczek” o ich prawdziwym życiu. I chyba słusznie, bo choć okrutnie bałam się kulawego diabła, żmij, Niemców i pięknego pana Szatana, wiedziałam jak powinnam postępować w życiu. Te “bajeczki” wrosły we mnie, w moje kości i skórę, jak włosy Bazylii w piękne krajobrazy. Wykształciły szkielet, na którym oparłam swoje własne życie, jak Pola oparła go na przekazie przodkiń.

baśń dla dorosłych

Moja baśń dla dorosłych to również podróż po krainie przodków. Il. Barbara Iwańska.

Przypuszczam, że właśnie ta szczypta okrucieństwa i przeciwności losu, z którymi mierzyły się kobiety, których słuchałam będąc małą dziewczynką, dały mi siłę do bycia sobą. I one pomogły mi w dorosłym życiu uzyskać jakiś złoty środek między sercem a rozumem, duchowością a nauką. Bo metafora zła zawarta w ich opowieściach była równie wyraźna, jak i metafora działania, przeciwstawiania się mu.

Chodź, opowiem ci moją baśń dla dorosłych

Karawan silnych kobiet, gadających zwierząt, barwnych krain i magicznych – dobrych i złych istot, który przetacza się przez “Sto siedemdziesiątą podróż Bazylii von Wilchek” nie wziął się znikąd. To głębokie echo opowieści, wśród których wyrosłam. Utkwiły we mnie na tyle głęboko, żeby w przefiltrowanej przez moje doświadczenie formie, mogły przelać się na kartki papieru, tworząc baśń dla dorosłych.

Pisząc Bazylię, wiedziałam, że chcę w niej zmieścić zarówno ból śmierci i utraty miłości, jak i radość życia, współdziałania, doświadczania. Siła z nich płynąca pozwala pogodzić się z najgorszym, a potem odrodzić do siebie nowej.

Polecam, nawet jeśli czytanie dorosłych “bajeczek” wydaje się nieco ryzykownym eksperymentem. Szczypta magii przyjemnie dopełni rozkosz zapadnięcia się w wygodnym fotelu z lampką wina lub kubkiem pachnącej herbaty. Od czasu do czasu warto podarować sobie odrobinę dzieciństwa.

Książkę możesz kupić TUTAJ.

baśń dla dorosłych Iwańska

Związek z Matką Naturą zawsze był dla mnie ogromnie ważny, wychowywała mnie w pokorze do swojej mocy na równi z moją mamą i babcią. Il. Basia Iwańska.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz