Jestem osobą, która chętnie działa i w tych działaniach jest szczera. Działanie to również współdziałanie i też pomoc. Coraz bardziej wydaje mi się istotne odróżnianie tego, czy nasze działania komuś naprawdę służą, czy raczej wspierają go w jego zastoju i zdejmują z niego odpowiedzialność, albo wręcz pozwalają tkwić w niedobrej sytuacji.I najważniejsze – czy niesienie pomocy innym nie jest odwracaniem się od siebie i własnych prawdziwych potrzeb, zaniedbywanych z powodu niedoceniania się?
Pamiętam taką sytuację z liceum, kiedy po raz pierwszy się obudziłam. Przyjechałam do miasta prosto ze wsi, ze swoimi wsiowymi nawykami współpracy, nieodmawiania, pomagania i któregoś dnia znalazłam się w sytuacji, w której sama powinnam dostać wsparcie. Tak się u nas na wsi robiło – przysługa za przysługę, pomoc za pomoc, podarek za podarek. Lecz nagle okazało się, że kiedy daję jest fajnie, a kiedy potrzebuję jest już niefajnie.
Dokładnie pamiętam moment przebudzenia, bo kolejna osoba, do której zwróciłam się o pomoc w drobnej zresztą sprawie, a którą sama wielokrotnie wsparłam, nie tylko odmówiła, lecz wręcz obróciła sytuację w ten sposób, że zaczęła wymagać dalszej pomocy ode mnie. Pamiętam swoje zdziwienie i pamiętam lekcję, jaka z tego wypłynęła. Zamiast pozwalać się wykorzystywać, zaczęłam zwracać uwagę na otoczenie i patrzeć, kto w jaki sposób działa. Okazało się, że są osoby, które ustawiły się w życiu tak, by wyłudzać wsparcie, samemu nic nie dając. Nauczyłam się je omijać z daleka.
Jestem zaangażowana społecznie, więc i społeczne działania zawsze przychodziły mi w naturalny sposób. Patrzę na świat szeroko otwartymi oczami, widzę więc też bardzo dużo niesprawiedliwości, wyzysku, krzywdy, przemocy oraz manipulacji. Przez wiele lat próbowałam coś zrobić ze światem. Właściwie całe swoje życie coś drobnego robiłam, wspierając, doradzając, pomagając, pracując i coachując głównie kobiety, które ulegają takiej czy innej przemocy. Aż nauczyłam się, że żadna kobieta nie wyzwoli się z domowych nadużyć i nie poprawi swojego życia, dopóki sama tego nie zechce. Dopóki nie uwierzy w siebie na tyle, by przemóc strach przed “straceniem wszystkiego” i nie zacznie swojego życia od zera.
Mnie się zdarzało zaczynać życie od zera już trzykrotnie. Pierwszy swój raz przypłaciłam głodowaniem przez pół roku i ciężką biedą przez półtora, w dodatku z małym dzieckiem na ręku. Ale taką podjęłam życiową decyzję, zostałam przy niej i nigdy, przenigdy jej nie żałowałam, co więcej po każdym kryzysie przychodziła gruntowna przebudowa życia u podstaw i zawsze była ona na korzyść.
Trzeba stracić, żeby zyskać, trzeba zrezygnować, żeby wybrać.
Był też taki okres w moim życiu, kiedy myślałam, że jak się naprawdę postaram, to świat się zmieni, naprawi. Że jak będę robić coś dobrego dla innych, zostanę przyjęta z otwartymi ramionami, bo jedyne czego na tym łez padole brakuje, to akurat mojej dobroczynnej działalności. Tej lekcji akurat udzieliło mi moje drogie Papuamu, w którym świat powiedział głośne i wyraźne “fuck you and your care”.
Tam też przeszłam lekcję pomocy potrzebującym. Jeszcze zanim otwarłam, pojawił się bezdomny. Zaproponował, że za parę złotych pozbiera śmieci po remoncie i rozniesie po kubłach do segregacji. Potem przyszedł, że potrzebuje coś zjeść i w zamian może przekopać trawnik przed lokalem, potem, że rozniesie po okolicy ulotki. Kręcił się tak parę dni, to jedząc, to zarabiając parę groszy. Do niczego mi jego praca ani obecność nie były potrzebne, ale jak się ma knajpę to w sumie fajnie jest mieć swojego bezdomnego, którego można wspomóc, powiedziało moje skłonne do dobroczynności ego!
Zaraz potem zaczęłam zauważać, że gdzieś położyłam nowiutkie śrubokręty, jeszcze w pudełku i nie mogę znaleźć, albo że mojemu bezdomnemu bardzo klei się do rąk szpadel, który z tak ciężkim sercem odkłada na miejsce i że nowiutkie wiaderko uparcie chowa pod drzewem, zamiast zwrócić do lokalu, a wreszcie ewidentnie zniknęły nowiutkie, jeszcze nierozpakowane listwy przedłużające, których pilnie potrzebowałam…
Zadzwoniłam do mojego szkolnego przyjaciela, który prowadzi placówkę dla bezdomnych mężczyzn, Emaus, i spytałam, czy mi się tylko wydaje że rzeczy giną, bo facet wygląda na przyzwoitego. Mój przyjaciel dosłownie wybuchł śmiechem: “Ja się już dawno oduczyłem naiwności. Jak ktoś w takim mieście jak Kraków mówi, że jest głodny, to znaczy, że nie chce przestać pić, albo kraść. Jest tu co najmniej dziesięć miejsc, gdzie można się najeść do woli”…
Wiedziałam przecież, że jeśli ktoś chce wyjść z bezdomności, idzie do ośrodka, dostaje pracę, dach nad głową, jedzenie a jedyne, czego się od niego oczekuje to chęci do zmian, a mimo to nie zabrzęczało mi w głowie żadne ostrzegawcze dryń-dryń, kiedy pytałam czy zna Emaus, a on zaczął kręcić, że wie pani, różne są sprawy osobiste. Dlaczego wydawało mi się, że mogę kogoś uratować, kiedy on sam tego nie chce?
Clue to właśnie jest ta intencja do zmian. Nie ma znaczenia, kto co obiecuje i o czym zapewnia, oraz co gada. Znaczenie ma tylko, czy coś naprawdę robi, czy też nie. Niektórzy deklarują zmiany, bo chcą uzyskać pomoc, wsparcie, nadal brnąc w tym, co do tej pory robili. Możesz zużyć całe swoje życie na próby “uratowania” kogoś, ale to sczeźnie na niczym. Taka jest moja ostatnia życiowa lekcja. Nawet komuś, kogo się bardzo kocha, nie da się odmienić życia, jeśli on sam takiej zmiany nie chce.
Dlatego matki, żony, kochanki – jeśli weszłyście w relację, w której od długiego czasu nic się nie zmienia, a wy już gonicie w piętkę nie mogąc złapać tchu – to właśnie jest moment na radykalne cięcie. Na start od zera. Czas na zadbanie o siebie, poznanie własnych potrzeb i zrealizowanie ich. Na przytomność, ale też na zmierzenie się z prawdą i porzucenie wszelkich iluzji na własny temat.
Nie, świat nie będzie lepszy od tego, że wyprujesz sobie flaki w staraniach o zmienienie go. Świat ma gdzieś twoje starania. Ale… przecież ty też jesteś harmonijną częścią świata!
Dlatego zadbaj o siebie. Zbaw siebie. Pomóż sobie. Od siebie rozpocznij naprawę innych. Im więcej będzie w tobie ciebie, spokoju, harmonii, tym więcej dasz tego dalej. Uszanuj i zaakceptuj decyzję otoczenia. Ono wcale nie chce się zmieniać. Może za to zostać zachęcone twoim przykładem. Więc nie ratuj, nie ulepszaj, nie pchaj się z pomocą tam, gdzie jej nie potrzebują, nawet jeśli chętnie proszą i wyłudzają twoją naiwność. Po prostu świeć przykładem, że można, że się da.
Bo się da.

Jesteś obywatelem świata, bądź zaangażowany, lecz z grupą podobnych tobie. Zmiany zawsze zaczynają się od siebie