No to mnie wzięło z tymi plackami z alternatywnych mąk. Chyba się uparłam, że będę szukać czym wypełnić pustkę po chlebie naszym powszednim aż znajdę.
Wciąż są to różne wariacje na temat omletów, bo po prostu rozpracowuję formułę i jak na razie jest to jedyna postać placko-chlebków, która mi wychodzi. W dodatku i na słodko i na wytrawnie, jest więc dość uniwersalna.
W jedzeniu roślinnym chodzi o to, by jeść jak najwięcej roślin i unikać produktów zwierzęcych. Szukam czym zastąpić jajko i jak obejść tłuszcz, przy jednoczesnym napakowaniu chlebka wartościami odżywczymi i satysfakcją smakowo-kaloryczną. Mieszam więc różne fasole i soczewice z kaszami bezglutenowymi i testuję proporcje.
Robiłam już różne rodzaje omletów na strączkach i wychodzą fajne. Dziś poeksperymentowałam trochę na czuja i wyszło mi tylko do połowy, ale smakowo obrało to właściwy kierunek. Trzeba będzie testować dalej.
- Zmieliłam w młynku do kawy porcję kaszy jaglanej i porcję soczewicy zielonej.
- Zalałam wodą spod mrożonych borówek i dolałam jeszcze odrobinę wody.
- Posoliłam, zmieszałam i zostawiłam do lekkiego napęcznienia 10 minut.
- Dodałam jedno jajko (czyli zeszłam z 2), wymieszałam.
- Posiekałam 4 liście sałaty, 1 małą gałązkę młodego selera (zwykły, nie naciowy).
- Posiekałam drobno 2 liście botwiny.
- Dodałam 2-3 łyżki borówek.
- Wszystko bardzo dokładnie zmieszałam.
- Wylałam na rozgrzaną patelnię z odrobiną masła, dokładnie wyrównałam masę i jak chwyciło, zmniejszyłam ogień i przykryłam patelnię.
- Przy przewracaniu okazało się, że masa jednak była zbyt trudna, czyli że borówki i prawdopodobnie część zieleniny (np. sałatę) powinnam zblendować na grubszy mus. Najpewniej tak lepiej by się związało.
- Po przewróceniu dodałam odrobinę masła i chwilę potem lekko podlałam sokiem z granatów i znów przykryłam.
- Chwilę smażyłam bez pokrywki, przewracając, żeby się dobrze zapiekły z obu stron.
Fajnie wyszedł smak. Nie słodki, ale z wyczuwalną idealnie słodyczą. Leciuśka kwasowość z borówek, dosłownie minimalna i ciekawa goryczka, przypuszczam że z kaszy jaglanej i bardzo delikatna i zrównoważona “zieleń”, pomimo dużej ilości zieleniny i obecności soczewicy.
Nie wyszła konsystencja, to znaczy omlet się nie związał i rozpadł przy przewracaniu. Myślę, że lepiej zdałby egzamin w formie mniejszych placków zapieczonych w piekarniku.
Przesadziłam z zieleniną. Mogłoby jej być o połowę mniej, ale pewnie nigdy nie będę dawać mniej “trawy”, bo to podstawa mojej diety.
Decydujące jednak było to, że nie chciało mi się blendować borówek. Myślę, że powinny być zblendowane i to w dodatku razem z sałatą (lub jej częścią). Część i reszta liści mogłaby pewnie zostać posiekana. Musy owocowe często są stosowane do wiązania ciast wegańskich. Tak więc zrobię następny raz – obiecuję się nie lenić…
Albo krzywoobiecuję. Kto to wie.
A to, co widać na zdjęciu to moje lecznicze lody sałatowo-borówkowe. Już nie pamiętam co w nie włożyłam, ale na pewno dużo trawy. Ikea sprzedaje wygodne bardzo pojemniczki z patyczkami i podstawką. Zjadam od rana, nawet na śniadanie, bo w te dni jest 30+C. Poza tym są dobre, smakowe.