Ugotowałam obiad i bardzo zadowolona z siebie wyłożyłam zawartość garnka na talerz. A potem na niego spojrzałam i – nie mając żadnych wątpliwości co do jego super smaku i właściwości odżywczych, zafrasowałam się: czy to, Renato, nie jest zbyt wykwintny obiad? Prawda to, że już nie raz stawiałam przed zdumionymi gośćmi wielką wspólną miskę ugotowanych podobnie zielonych warzyw i że jeszcze się nie zdarzyło, żeby po pierwszym zaskoczeniu takim stylem, nie zaczęli w pędzie wydłubywać dla siebie ulubione kawałki, piejąc zachwyty ze szczęścia. Wspólne jedzenie ma przecież pierwotną moc.
Postanowiłam więc i tym razem cyknąć focię i spytać: kto zjadłby ze mną taki obiad?
Wyszorowane porządnie i oczyszczone z kiełków i korzonków oraz uszkodzeń, wrzucone na wodę w całości młode, organiczne korzenie: pietruszki, selera, buraka, ziemniaków i marchewki z całą (małą) główką kapusty, 2 gatunkami cebuli, dużymi kawałkami pora, wodorostami kombu, 3 gatunkami suszonych grzybów (prawdziwek, maślak, shitake), suszoną morelą, aronią, setką chardonnay i szczyptą soli. Podane z gruboziarnistą musztardą, miso i domowym chrzanem.
Smakuje niebywale, a słodyczy i bogactwa warzyw, ugotowanych w całości i w jednym garnku słowami nie opisze. Burak, marchew i ziemniaki – wiadomo – bomba. Cebule i pory – od dawna uwielbiam gotowane lub pieczone w całości. Grzyby – normalka, zawsze są super. Ale ta pietruszka! Jakiej wykwintnej, subtelnej słodyczy z posmakiem gałki muszkatołowej dostała… Rewelacja.
W Papuamu czasem przyrządzałam duszoną pietruszkę z gałką, bo zawsze gałkę było w korzeniu czuć i znakomicie się komponuje, ale żeby bez dosypywania przyprawy uzyskać tak intensywny gałkowy smak? Polecam, wypróbujcie kiedyś!
Z całego zestawu seler i kapusta (ugotowana w całości i dopiero potem rozkrojona) nie smakowały słodko – seler oczywiście intensywnie selerowo i lekko kwaśno, kapusta zaś po rozkrojeniu buchnęła ostrym zapachem kalafiora i intensywnym kapuścianym smakiem, szczególnie, że gotowałam ją bardzo krótko i tylko do połowy od strony głąba zanurzoną w wodzie. Na zimno smakowała lepiej i w tej postaci znakomicie sprawdziłaby się posiekana po gotowaniu i podduszona z czymś jeszcze. W Papu podawałam kapustę na cebuli i kafirze z koprem (kafir nie kefir), ale teraz dodałabym jej jeszcze czegoś. Próbując prosto z garnka, złączyłam ją w buzi z ugotowaną morelą i było to dobre połączenie.
Jeśli więc nie przeraża was jedzenie całych warzyw – można palcami, a można elegąciej nożem i widelcem – polecam. Smak niebywale się intensyfikuje, co zresztą jest żadną nowością – w konwencjonalnej kuchni od dawna stosuje się zamykanie porów mięsa, by nie traciło swoich soków. Dlaczego nie stosować tego do warzyw bez blanszowania ich na oleju?
Polecam taki obiad również dla tych, którym nie chce się stać nad garnkami. Jeśli można zażywać relaksu – po co się męczyć, szczególnie w sezonie urlopowym. Wartości odżywcze na tym gotowanym talerzu są niemal pełne – wystarczy na drugie zjeść talerz sałaty i jakiegoś owoca, przesypać dowolnym orzechem, albo koktajl wypić z rana i z głowy.