jJśli życie popłynie bez większych kolizji, zupełnie niedługo odwiedzę swoją pierwszą winnicę. Choć zawsze spodziewałam się, że będą to jakieś nasłonecznione, bosko pachnące stoki zielonej Italii, mój pierwszy kontakt z żywym winem – nie licząc rosnących we wsi krzaków czarnych winogron u jednej z sąsiadek, do której po szkole lubiliśmy się zakradać, a która, znając chyba na pamięć rozkład szkolnych dzwonków, wyglądała z okna, trzymając w pogotowiu długi kij – nastąpi w Austrii! Jadę po wino do Leopolda Uibela, jednego z ulubieńców Basi Lejkowskiej.
(Leopold Uibel, zdjęcie zrobione w maju 2013, tuż po tej publikacji, na działce Katzensprung)
Tak mi się przy tej okazji przypomniały notatki, które kiedyś sobie zrobiłam podczas testowania jego Grüner Veltlinerów, a które teraz przeglądam z ogromną ciekawością; przecież już wkrótce na własne oczy, uszy i pozostałe, nienazwane zmysły przekonam się o trafności bądź nie swojego odczuwania wina i jego terroir…
Jak to będzie, kiedy to, co wyobrażone spotka się z tym, co rzeczywiste?
(notatka z dziewiątego lutego br.)
Leszek rozlał trzy Grüner Veltlinery – wszystkie od tego samego producenta, Uibela z Austrii. Mały, zakręcony winiarz, który uwielbia eksperymenty.
Zaczęliśmy od Katzensprunga. Dostałam kieliszek, na który dość długo się umawialiśmy i… nie umiałam sobie z nim poradzić. Wącham, wącham, smakuję, rozkminiam i nic. Nie mogę za cholerę zrozumieć tego wina. Przyjemna kwasowość, rześkość, nie przesadna mineralność, czuję, że smaczne, że jakość wysoka, że w każdym sensie wszystko ma w porządku, ale, kurcze, ja tego wina nie rozumiem. Ciągle coś mi się wymyka, brakuje mi czegoś, o co się mogę swoim rozumem zaczepić.
W końcu wyjęłam notes, narysowałam krzak i zrobiłam opisy…
Dookreśliłam dla siebie takie wrażenie, że w winie jest niedostatek korzenia. Albo dosłownie, albo metaforycznie, emocjonalnie. Narysowałam twardą skałę (nie wiem czy słusznie białą?), która upośledza korzeń, nie pozwala mu dobrze, mocno wróść w głąb. Albo jeśli korzeń rośnie w głąb, to jest cienki, przebija się przez skałę z wysiłkiem. Zaciekawiło mnie to, bo pomimo iż mineralność wina jest bardzo dobrze i przyjemnie wyczuwalna i zrównoważona, zabrakło mi „pierwiastka zakorzenienia” – może faktycznie metaforycznie, np. w tradycji, albo w samym charakterze winiarza? Zamiast tego bardzo wyraźnie poczułam silne, jasnozielone liście tak, jakby krzak dobrze, prężnie, witalnie rósł w górę. Czyli jakby wahnęła się symboliczna symetria pomiędzy górą i dołem, ziemią i niebem.
Samo grono wydało mi się zwarte, mocne, zdrowe. Coś mnie jednak niepokoiło w słońcu. Napisałam na wykresie: “jednostajne słońce”. Taka trochę monotonia, nie czuć pełni południowego słonka, albo może kwestia słabszych promieni na północy Austrii? Z wiatrem też coś nie do końca naturalnego, jakby działka była sztucznie osłonięta, jakby w pobliżu wiały normalne wiatry, zmienne, różne, a tutaj dolatywał jakoś ograniczony, lekki, jednostajny wietrzyk…
Po tym wszystkim wciąż brakowało mi ostatecznej interpretacji, w końcu więc cały rysunek obrysowałam ramką, którą oznaczyłam “kontrola, ograniczenie”, i dopiero teraz mi się wszystko domknęło. To energetyczne migotanie wina (nie mylcie z wadą wina, ja cały czas opisuję emocje!), które wyczułam na początku, podpisałam: “Próbuje się wydostać, ale nie może” – z powodu nadmiernej kontroli.
Jest jakaś nieharmonijna cecha korzenia, jego osadzenia, najpewniej na niesprzyjającym gruncie, i jest całkowita kontrola warunków zewnętrznych, które pozwalają okiełznać żywioł i dać winu w ogóle róść. Wyobrażam sobie, że ta działka musi kosztować ogromnie dużo zachodu i pracy i daje tak wysokiej jakości wino tylko dzięki wysiłkom producenta.
Całość zatytułowałam „dyscyplina dla szaleńców” – w całkowicie pozytywnym sensie!
Otóż to wino – Katzensprung od Uibela – cudownie sprawdzi się w tych momentach życia, w których wszystko wydaje się wymykać spod kontroli. Kiedy bliscy obłędu biegamy usiłując ogarnąć pędzącą na nas lawinę, a przynajmniej usunąć najważniejsze rzeczy z jej drogi. Kiedy myśli kołują zbyt niespokojnie, żeby udało się osiągnąć wewnętrzny relaks – „Koci Skok” będzie w sam raz do tego, by usłyszeć z tyłu głowy wyciszające: jeszcze tylko odrobina wysiłku i to szaleństwo się skończy. Tak to sobie przynajmniej wyobrażam.
Chyba tylko warto dozować sobie ten zewnętrzny spokój, żeby nie odkleić się od rzeczywistości na zawsze… : )
Dowiedziałam się potem, że Uibel nie przycina liści normalnie jak wszyscy – na lato zostawia je tak, by przysłaniały grona, chroniąc je od nadmiernego światła, jesienią zaś, kiedy słońce jest słabsze, tnie liście ponownie, by grona mogły dojrzewać dłużej, łapać w siebie więcej osłabionego już słonka. Pokrywałoby się to z moim odczuciem jednostajnego światła w winie. Co do korzeni zaś, podobno faktycznie rosną na tak litej skale, że wrastają wybitnie głęboko w dół. więc chyba o to mi chodziło.
(Leopold Uibel i w tle Basia Lejkowska w maju 2013 na działce Katzensprung)
Natomiast ten sam szczep winorośli, spod tej samej ręki, jednak z innej działki – Hundsberg, inaczej robiony – z dojrzałych, selekcjonowanych gron, tego wieczoru spodobał mi się o wiele bardziej, właściwie nawet bardzo mi się spodobał. Nie do codziennego picia, bo bardzo miodny, gęsty, nadzwyczaj aromatyczny, ale już o wiele bardziej spójny, nasycony harmonią, jesienny w klimatach. Jesień to moja pora roku. Ta złota oczywiście, nie dżdżysta i bura. Strasznie romantyczne wino, bogate w słomiane kwiatki i dotyk babiego lata, w sam raz na późny, chłodniejszy piknik, albo pierwszy kominek we dwoje…
Wspomnę jeszcze o Golemie – trzecim Vetlinerze od Uibela, z jeszcze innej działki. Znałam go już wcześniej, sączę sobie czasem bez wyraźnych okazji z wodą. Jest wiosenny, trawiasto-zielony, orzeźwiający, niezobowiązujący, przyjemny. W sam raz do wyciszonego spędzania czasu w pojedynkę w domu. Lubię go też do niektórych swoich dań. I znakomicie komponuje się z dojrzałym awokado i zieloną pietruszką. O, a co!
Wina dostępne są w Vintage Restauracja & Winiarnia i w sprzedaży w Sklep z Winem Vintage.
A teraz pora na konfrontację z rzeczywistością – jak naprawdę wygląda działka Katzensprung? Drżę z przejęcia…
(Działka Katzensprung, Weinviertel, maj 2013 – faktycznie taras osłonięty jest z trzech stron drzewami, od lewej zaś na wzgórzu jest urwisko wywiane szalejącymi tam wiatrami)